Pewnie zauważyliście, że ostatnimi czasy na naszym Instagramie zrobiło się bardzo turkusowo… Tak, w końcu spełniliśmy jedno z naszych „małych” podróżniczych marzeń i odwiedziliśmy słynne jezioro Braies, uchodzące za najpiękniejsze jezioro Włoch. Czy rzeczywistość sprostała naszym wyobrażeniom?
W sercu Południowego Tyrolu
Jezioro Braies znajduje się w Południowym Tyrolu, we włoskich Dolomitach. Gdy zaczniecie je googlować, szybko odkryjecie, że jezioro ma dwie tak samo często używane nazwy – włoską Lago di Braies i niemiecką – Pragser Wildsee. Mówi to trochę o smutnej historii tego regionu. Do 1919 roku Tyrol Południowy stanowił część austriackiego kraju koronnego Tyrol, ale po zakończeniu I wojny światowej został wcielony do Włoch. Gdy do władzy doszedł Mussolini, niemieckojęzyczną ludność na siłę poddano italianizacji, przykładowo zmieniając nazwiska rodowe na włosko brzmiące. W 1939 roku musieli dokonać ostatecznego wyboru – albo wrócić do Niemiec albo zostać i całkowicie zrezygnować ze swoich niemieckich korzeni. Ci, którzy wyjechali, z oczywistych względów zostali uznani za nazistów, Ci którzy zostali – za zdrajców Niemiec. Wzajemna niechęć (dopuszczano się nawet aktów terroru) włosko i niemieckojęzycznej ludności trwała aż do roku 1972 roku, kiedy to ostatecznie uznano równouprawnienie języków niemieckiego i włoskiego w całej prowincji. Mimo dość trudnej historii, obecnie jest to jeden z najbogatszych (i oczywiście napiękniejszych!) regionów Włoch. Nie zdziwcie się jednak, gdy w restauracji dostaniecie menu po niemiecku, a zamiast pizzy w karcie zobaczycie sznycla…
Jezioro Braies, Lago di Braies, Pragser Wildsee… – jak dojechać?
Samo jezioro jest położone nieco na uboczu od głównych dróg przecinających Południowy Tyrol, jednak dojazd jest rewelacyjnie oznaczony. W pewnym momencie z drogi SS49 będziecie musieli skręcić w mniejszą, prowadząca w zasadzie wprost pod same jezioro. Poprzednią noc spędziliśmy w hotelu w miejscowości Valdaora i stamtąd wczesnym rankiem ruszyliśmy w drogę. Wam również polecam pojawienie się nie miejscu przed 9 rano – potem pojawiają się setki wycieczek autokarowych i w niektórych miejscach nawet trudno przejść wąskimi dróżkami dookoła jeziora. Przy samym jeziorze jest płatny parking, gdzie możecie zaparkować w zasadzie kilkadziesiąt metrów od brzegu – jeśli przyjedziecie później, będziecie musieli zaparkować na dużo dalszym… Nad samym jeziorem jest też Hotel am Pragser Wildsee z XIX wieku – bardzo chciałam się w nim zatrzymać, niestety miejsca są wykupione na kilka miesięcy wprzód.
Warto wiedzieć, że samo jezioro i wcześniej przeze mnie wspomniany hotel, również „zaplątał się” w burzliwą historię XX-wiecznej Europy. W kwietniu 1945 roku, naziści czując zbliżającą się całkowitą klęskę, ze wszystkich obozów koncentracyjnych wybrali 139 najbardziej wpływowych politycznie więźniów (m.in. byłego kanclerza Austrii, premiera Francji czy Węgier) i chcieli ich przetransportować początkowo do Dachau, a następnie do południowotyrolskiego obozu w Niederdorf. SS-mani ochraniający transport mieli nie dopuścić do przejęcia ich żywcem przez aliantów. Gdy jeden z oficerów Wehrmachtu, Wichard von Alvensleben, dowiedział się przypadkowo o tych planach, podjął odważny krok i kazał SS uwolnić więźniów „z rozkazu Wehrmachtu”. Umieszczono ich właśnie w hotelu nad jeziorem Braies, gdzie zajmowała się nimi właścicelka do 4 maja 1945, kiedy to zostali ostatecznie wyzwoleni prez aliantów.
Jezioro Braies – nasze wrażenia
Już po kilku krokach naszym oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok… Turkusowa woda Lago di Braies, w której odbijały się przyprószone śniegiem szczyty okalające jezioro. Nad samym brzegiem znajduje się chyba najczęściej fotografowana przystań na łódki na świecie. Mieliśmy małego pecha, bo był niewielki wiatr i nie było tego efektu całkowicie lustrzanego odbicia… Ale i tak nie mogliśmy się oderwać od aparatu. Zdjęcia robiły się „same”!
Tip: Można oczywiście wybrać się na przejażdżkę słynnymi łódkami (20 EUR za godzinę, płatność tylko gotówką). |
Dookoła jeziora wiedzie ścieżka, którą warto się przejść. Wiele osób ogranicza się do strzelenia „selfie” z przystanią i biegu powrotnego do autobusu czy samochodu, ale zachęcam Was do spaceru. Czy jest coś lepszego niż świeże górskie powietrze o poranku? 🙂 Poza tym, można znaleźć przepiękne i zdecydowanie mniej „obfotografowane” plenery. Im dalej od przystani, tym mniej spacerowiczów.
Przyznam szczerze, że chociaż w Dolomitach i Południowym Tyrolu spędziliśmy tylko weekend, to zakochałam się w tym miejscu. Widoki przebiły zarówno Alpy Bawarskie, jak i Austriackie, a nawet te Południowe z Nowej Zelandii. Na pewno tu szybko wrócimy, może tym razem w zimowej aurze? 🙂
1 Komentarz
Michal
14 października, 2019 at 09:01Cześć:) w jakim miesiącu odwiedzaliście Dolomity ?