Przejazd jedną z najpiękniejszych tras widokowych świata, Pacific Coast Highway, to obowiązkowy punkt każdej wycieczki odwiedzającej zachodnie wybrzeże USA. Jest równie popularna, co legendarna Route 66, ale zdecydowanie bardziej malownicza. Przed Wami najlepsze według nas atrakcje Pacific Coast Highway, która tak naprawdę jest fragmentem drogi stanowej nr 1 w Kalifornii.

Droga stanowa nr 1 w Kalifornii zaczyna się daleko na północ przed San Francisco i kończy się aż w hrabstwie Orange za Los Angeles.  Pacific Coast Highway to jej najbardziej malowniczy fragment, położony mniej więcej między San Francisco i Los Angeles. Naszą podróż rozpoczęliśmy w San Francisco i kierowaliśmy się w stronę Los Angeles. Pokonanie tej trasy zajmuje realnie ok. 12 h, ale ostrzegam – nie zakładajcie, że przejedziecie ją w jeden dzień. Nie ma takiej opcji. Pacific Coast Highway to droga, dzięki której się zwiedza, a nie szybko przemieszcza. My zdecydowaliśmy się w sumie na aż 3 noclegi po drodze i nadal czujemy pewien niedosyt. Jeśli zależy Wam na szybkim przedostaniu się pomiędzy tymi dwoma miastami, wybierzcie raczej mało spektakularną autostradę I-5 – przejazd zajmie Wam 6h. 

Tip: Sprawdźcie koniecznie, jak wyglądała nasza trasa po zachodnim wybrzeżu USA oraz wskazówki, jak wynająć samochód w Stanach!

10 NAJLEPSZYCH ATRAKCJI PACIFIC COAST HIGHWAY 

1. SAN FRANCISCO

Tego miasta nie trzeba przedstawiać. W San Francisco spędziliśmy tylko jeden dzień. Mimo wszystko mam jednak wrażenie, że zwiedzanie poszło nam dosyć sprawnie. Sprawdżcie sami, co zobaczyć w San Francisco. 

2. WESOŁE MIASTECZKO W SANTA CRUZ

Droga stanowa nr 1 wiedzie dalej na południe Kalifornii. Wyjeżdżając z San Francisco, dotrzecie do Santa Cruz. To obowiązkowy przystanek dla wielbicieli wszelkiego rodzaju parków rozrywki, którym sama się stałam po wizycie w USA. Nad samym brzegiem Pacyfiku znajduje się tu najstarsze w Kalifornii wesołe miasteczko ze słynną kolejką Giant Dipper. To jeden z najstarszych roller coasterów w USA i swoisty symbol Santa Cruz – niestety przejażdżki są dostępne tylko w weekendy. Jeśli jednak odwiedzicie to miejsce podczas tygodnia, nie powinniście się zawieść – możecie poczuć się jak nastolatek z amerykańskiego filmu chodząc między stoiskami z watą cukrową, kręgielnią i grami video.

INFO: Santa Cruz Boardwalk

3. WIELORYBY W MONTEREY

Monterey jest absolutnie cudowne. Sama przystań jest niezwykle malownicza, dużo bardziej klimatyczna niż osławione Fisherman’s Wharf w San Francisco. Obok przystani rozciąga się plaża, gdzie można spróbować sił na stand up paddle, moim faworytem był pan, który na deskę zabrał też swojego psiaka i popłynęli razem w siną dal.

Główną atrakcją Monterey pozostają jednak rejsy statkiem w poszukiwaniu wielorybów. Koszt takiej wyprawy to ok. 35 dolarów, rejs trwa 3h i zazwyczaj odbywa się dwa razy dziennie. Nie martwcie się – jest bardzo dużo łódek, zawsze na którejś jest wolne miejsce. Możecie jednak napotkać inny problem – choroba morska. Łódka jest mała i buja naprawdę bardzo mocno. Ja po godzinie rejsu skapitulowałam i siedziałam na rufie cierpiąc w milczeniu. Gdy kładłam się spać parę godzin później, nadal przed oczami widziałam bujający się horyzont. Na pocieszenie miałam fakt, że nie byłam jedyna osobą, która tak źle zniosła rejs. Mimo wszystko, była to jedna z najpiękniejszych atrakcji Pacific Coast Highway i warto zatrzymać się tu chociaż na krótkie zwiedzanie.

Ach tak, wieloryby. Popłynęliśmy w popołudniowy rejs i najwyraźniej większość z wielorybów właśnie jadła obiad albo miała sjestę. Cierpliwie wpatrywaliśmy się w otchłań Pacyfiku. I nagle – tak, tak – pojawił się! Co prawda niezbyt spektakularnie, wyskakując z oceanu z pluskiem ogona, ale to był on – humbak! To sympatyczne stworzenie towarzyszyło nam przez jakieś 40 minut, od czasu do czasu wypuszczając fontannę wody. Ja byłam zachwycona. Ten cudowny obrazem dopełniło jeszcze stadko delfinów spektakularnie wyskakujące z wody obok łódki. Niesamowite przeżycie, którego nie zepsuła nawet choroba morska!

4. 17th MILE DRIVE

W pobliżu przystani w Monterey znajduje się słynna droga krajobrazowa 17th mile Drive – niestety wjazd jest płatny 10$. Większość drogi prowadzi malowniczym wybrzeżem Pacyfiku, po drodze macie okazję zobaczyć jak bawią się i mieszkają sławni i bogaci – miniecie nadmorskie rezydencje i jedne z najsłynniejszych pól golfowych na świecie. Wielu turystów kieruje się od razy w kierunku Lone Cypress, samotnego cyprysu, który wyrósł w niesprzyjających warunkach na wysuniętej skale. To najbardziej fotografowane drzewo w USA! 

Co zadziwiające, mimo tych wszystkich inwestycji, całość drogi zachowała swój naturalny, surowy charakter dzikiego wybrzeża. Są nawet Bambi biegające między rezydencjami 🙂 Fascynująco wyglądają drzewa, które pod wpływem wiatru przybrały niezwykły kształt. Część drogi prowadzi przez las, który w połączeniu z nadpływającą znad Pacyfiku mgłą sprawia przejmujące wrażenie. Ach, gdyby mieć tak wolne te kilkanaście milionów dolarów… Wbrew pozorom, miejsce nie należy do największych atrakcji Pacific Coast Highway i jest raczej pusto, większość turystów omija to miejsce.

 

5. BIG SUR

Big Sur to rozległy region, który tak naprawdę nie ma konkretnych granic – przyjmuje się, że rozciąga się przez 140 km między rzeką Carmel w hrabstwie Monterey a kanionem San Carpóforo w hrabstwie San Luis Obispo. To tutaj doświadczyć można najbardziej spektakularnych widoków – urwiska gór Santa Lucia dosłownie wyrastają z Pacyfiku. Ze względu na niesprzyjające ukształtowanie terenu nie jest gęsto zaludniony i wszystkie listy do mieszkańców są adresowane po prostu „Big Sur” 🙂

Największym symbolem tego regionu jest most Brixby Creek – oszałamiający widok zapierający dech w piersiach! Cała konstrukcja jest idealnie wkomponowana w skały. Stając na skraju urwiska można poczuć potęgę gór – ocean jest niepokojąco nisko… Warto także zatrzymać się przy wodospadzie McWay Falls, wpadającym bezpośrednio do oceanu. My niestety nie mieliśmy tyle szczęścia i napływająca znad Pacyfiku mgła zasłoniła cały widok. Mimo wszystko, było to dla nas zdecydownaie najpiękniejsze miejsce na kalifornijskiej drodze stanowej nr 1!

6. PIEDRAS BLANKAS ELEPHANT SEAL ROOKERY

Wyobraźcie sobie plażę. Piękną plażę, z drobnym piaskiem i idealnym widokiem na Pacyfik. Aż chce się rozciągnąć ręcznik i wygrzewać w promieniach słońca. Hm, najwyraźniej nie tylko Tobie spodobało się to miejsce… Setki, ba! tysiące słoni morskich wylegują się dosłownie wszędzie – na plaży, na skałach, bawią się w wodzie jak niesforne dzieci. Robią to naprawdę przeuroczo, mimo że wyglądają raczej mało fit – największy znany samiec ważył 5 ton i mierzył prawie 7 metrów!

7. MORRO ROCK

Spektakularna wulkaniczna skała, wyrastająca wprost z oceanu w mieście Morro Bay. Nas jak zwykle zaskoczyła mało słoneczna pogoda… Mimo wszystko, przyjemnie było usiąść w jednej z nadbrzeżnych knajpek i patrzeć na mgłę przemieszczającą się powoli na tle monumentalnej skały.

8. HEARST CASTLE

Droga stanowa nr 1 to nie tylko piękne widoki. Lubicie klimat Wielkiego Gatsby’ego? Splendor, przepych, oszałamiające bogactwo i klimat niekończącej się imprezy? Musicie zajrzeć do Hearst Castle. To niezwykłe miejsce miało być samotnią magnata prasowego – Williama Randolpha Hearsta. Jak na samotnię przystało skromna posiadłość liczyła jedynie 56 sypialni, 61 łazienek, baseny, kino, lotnisko oraz największe na świecie prywatne zoo… Pycha kroczy przed upadkiem. Ostatecznie los magnata potoczył się równie niewesoło, co Gatsby’ego. Zbankrutował i nie był w stanie ukończyć dzieła swego życia. 

INFO: Hearst Castle

9. SANTA BARBARA

Popularne miejsce weekendowych wypadów mieszkańców Los Angeles, oferujące łagodny klimat, plaże i dostęp do kultury wysokiej. Nie zawiodą się szczególnie fani muzyki, zarówno klasycznej (kilka orkiestr na wysokim poziomie), jak i popularnej (urodziła się tu Kate Perry!). Jeśli chodzi o sztukę, my zdecydowaliśmy się wybrać do kina na „Bridget Jones’ baby” 🙂 Chyba nie muszę dodawać, że znów w odbiorze miasteczka przeszkodziła nam wszędobylska mgła? Jest to ciekawa opcja dla tych, którzy chcą odpocząć trochę od zgiełku Los Angeles.

10. VENICE BEACH

I tak oto dojechaliśmy do końca Pacific Coast Highway – do Los Angeles. Venice Beach to plaża kultowa. To tu Pamela Anderson wbiegała do oceanu w Słonecznym Patrolu, a w Muscle Beach, gdzie znajduje się siłownia na wolnym powietrzu, do konkursu Mister Universe przygotowywał się Arnold Schwarzenegger… z dobrym skutkiem – wygrał! Plaża z drobnym złotym piaskiem ciągnie się aż po horyzont, od czasu do czasu pojawiają się charakterystyczne niebieskie budki ratowników. Wzdłuż niej ciągnie się promenada, gdzie nastolatki ścigają się na rowerach i rolkach. Jakby nie patrzeć – wszystko wygląda jak w produkcjach z pobliskiego Hollywood! Kolejne idealnie pocztówkowe miejsce – nic, tylko się przeprowadzić. Atrakcje Pacific Coast Highway pozostawiły w nas niezatarte wspomnienia.

Polecacie inne atrakcje Pacific Coast Highway? Więcej naszych przygód w USA znajdziecie tu!